Stąpam miękko jak kotka,
Pod czujnym okiem kamer.
Nad wszystkowiedzącym niebem, obsianym gęstymi gronami gwiazd
(z tego miejsca niewidocznych).
Z Miłoszem w kieszeni, idę po następne okruchy miłości i chleba.
Wstaję, trochę Bergmanowsko.
Gombrowiczowsko oddaję się w łapy,
Ale czego?
(ważne że nie na pokaz, choć usta karminowe)
Gębę mam (!) przystrojoną beznadziejnie szczerym uśmiechem.
Napotkawszy szczury o pyszczkach słodkich, urokliwych,
Odczuwam… radość?
Moment bezruchu myślowego, tzw. moment zwątpienia,
Każe mi pisać.
Pisanie jest tylko jedną z wielu ścieżek upiększających
Spacer ku śmierci.